Wszystkie aktualności

Czwartkowe Rozmowy #17 – Damian Sierant

czwartek, 27/08/2020

Czwartkowe Rozmowy to format w którym publikujemy niezwykle ciekawe wywiady i artykuły autorstwa Sebastiana Chyla na temat osób związanych ze Stalą Rzeszów.

Autor tekstu: Sebastian Chyl

Damian Sierant to niezwykle skromny zawodnik, który z pasją opowiada o futbolu. Mimo, że na boisku nigdy nie kreuje się na gwiazdę, to drzemie w nim wielka energia do zdobywania kolejnych celów. Niezwykle miło mi go było zaprosić do siedemnastej odsłony Czwartkowych Rozmów. Jak pokazał los, to będzie również pożegnanie na naszych łamach z zawodnikiem, który będzie w nowym sezonie reprezentował Stomil Olsztyn.

Aby znaleźć się na szczycie trzeba przebrnąć przez dużo bolesnych sytuacji.

Rodowity poznaniak wychowany w ścisłym centrum! Czyż nie?
– Dokładnie. Mieszkałem od małego na Starym Mieście i tam też zrodziło się moje zainteresowanie piłką nożną. Duża w tym zasługa mojej mamy, która chodziła do szkoły sportowej. Trafiłem do słynnej poznańskiej trzynastki, z której wywodzą się między innymi Bartosz Bosacki i Arkadiusz Głowacki.

Jak wyglądało funkcjonowanie w murach tej szkoły?
– Nie ma co ukrywać. Wszystko było ukierunkowane pod kątem piłki nożnej. Dużo lekcji było związanych ściśle z futbolem, a do tego dochodziły zajęcia z gimnastyki, abyśmy uzyskali stosowną koordynację w młodym wieku. W czwartej klasie zostaliśmy już w pełni przejęci przez Lecha Poznań, który widział i doceniał doskonałą pracę wychowawców.

Jak w praktyce wyglądała kuratela Kolejorza?
– Od wspomnianej czwartej klasy zostali przypisani do danej grupy trenerzy z klubu, którzy w pełni koncentrowali się na swoich wychowankach. Jako ciekawostkę z murów szkolnych powiem, że na korytarzu jest gablota z zawodnikami, którzy zagrali na poziomie ekstraklasy. Zawsze moim marzeniem było się na niej znaleźć i wierzę, że kiedyś to nastąpi.

Twoje czasy w juniorach Lecha jak wspominasz?
– Najbardziej pozytywne skojarzenia mam z drużyną juniora młodszego. W tamtym okresie zdobyliśmy dwa tytuły Mistrza Polski. Czuliśmy się bardzo mocni, jako cały rocznik.

Kogo sympatycy Stali mogą kojarzyć poza Damianem Sierantem?
– Z mojego rocznika wywodzą się między innymi Robert Gumny, Kamil Jóźwiak, Krystian Bielik, czy chociażby Paweł Tomczyk, który do dzisiaj jest moim bardzo dobrym kolegą.

Czy było widać po nich, że dysponują przysłowiowymi papierami na duże granie?
– Na pewno po Bieliku. On wyróżniał się wśród nas najbardziej. Przyjemnie się patrzyło na jego poczynania. Ogólnie nasz rocznik był bardzo wyrównany i szkoleniowcy wielokrotnie powtarzali, że to z tej drużyny najwięcej chłopaków powinno zaistnieć w futbolu.

Krystian Bielik trafił później do Legii Warszawa. Opowiedz jak to było odbierane.
– Na pewno miał w sobie sporo rozterek. Chociaż w momencie jak zadebiutował w Legii i później, w którym kierunku jego kariera poszybowała, to trzeba przyznać, że podjął słuszną decyzję ze sportowego punktu widzenia. Krystian pochodził z Konina, więc jego decyzję można zrozumieć bez doszukiwania się podtekstów.

Czyli całkowicie inny przypadek niż Bartosza Bereszyńskiego?
– Na pewno. Bartosz jest z Poznania. Wiem, że nie miał łatwo i jego rodzina również. Aczkolwiek miejsce, w którym jest teraz pokazuje, że ten wybór okazał się dla niego dobry. Później moim trenerem był Przemysław Bereszyński, który był świetnym nauczycielem życia. Przygotowywał nas pod względem mentalnym do funkcjonowania w futbolu. Wielokrotnie pokazywał nam przykład swojego syna. Stąd też często powtarzam słowa. Aby znaleźć się na szczycie trzeba przebrnąć przez dużo bolesnych sytuacji.

W pewnym momencie wylądowałeś w Warcie Poznań.
– To był ostatni rok w wieku juniorskim. Przeniosłem się do Warty w klasie maturalnej. Chciałem spróbować swoich sił w piłce seniorskiej. Klub był wtedy w 2 lidze. W Lechu nie miałem szans na występy, a same treningi mnie nie satysfakcjonowały. Zdecydowałem się na zmianę otoczenia, bo na Kolejorzu piłka się nie kończy. Ostatecznie zagrałem tylko w jednym oficjalnym spotkaniu, ale samo przebywanie w tej szatni pozwoliło mi dużo zyskać.

Ktoś Ci wtedy z tej seniorskiej drużyny imponował?
– Najczęściej wspominam Bartosza Kielibę. Siedziałem obok niego w szatni. Prawdziwy walczak. Nigdy nie odpuścił żadnej piłki. Były spotkania, że grał totalnie poobijany i z kontuzjami. Na każde spotkanie chciał wychodzić i zostawić na boisku swoje zdrowie.

Jakbyś opisał Wartę na tle Lecha?
– W Poznaniu jest przyjęte, że to Kolejorz jest numerem jeden. Warta to taka sympatyczna królowa Wildy.

Ówczesna Warta pod względem organizacyjnym?
– Nie było sielanki. Miałem to szczęście, że mieszkałem z rodzicami. Chłopaki mieli ciężko. Brak pieniędzy przez kilka miesięcy powodował wiele problemów.

Jednak tam gdzie nie ma pieniędzy, jest klimat i atmosfera.
– To prawda. Miło wspominam pod tym względem klub. Chociaż w Rzeszowie jest najlepsza, na jaką kiedykolwiek trafiłem. Ale wracając do czasów poznańskich, to starano się tym nadrabiać wszelkie niedogodności.

A ocena szkolenia?
– Ciężko mi się w pełni wypowiadać, gdyż w Warcie byłem tylko pół roku. Na pewno widoczna jest różnica. W Lechu jest całe zaplecze. Trenerzy i fizjoterapeuci. Akademia we Wronkach robi wrażenie. Wszystkie boiska i internat, to absolutny top. Chociaż Warta również potrafi szkolić. Przykład moich kolegów z boiska jak Aleks Ławniczak, czy Jakub Apolinarski pokazuje, że można stamtąd wejść do seniorskiej piłki.

Bywałeś na słynnych europejskich spotkaniach Lecha?
– Oczywiście. Na kilku byłem. Wspominam te z Juventusem Turyn, czy Red Bullem Salzburg. Zawsze to nas motywowało do treningów. Później jak już byłem starszy, to przyjechała do Poznania Fiorentina. Koledzy nie bardzo chcieli iść, ale ich namówiłem, bo nie wiadomo, kiedy następnym razem taka ekipa przyjedzie na Bułgarską. I się nie myliłem. Od dawna nikogo z tego poziomu nie było w Poznaniu.

Czy myślałeś wtedy, że Robert Lewandowski zrobi taką wielką światową karierę?
– Szczerze? Nigdy mi to przez myśl nie przeszło. Owszem wyróżniał się w ówczesnym czasie na krajowym podwórku, ale to, jakim jest zawodnikiem teraz? Coś niesamowitego! I ogromny bodziec do rozwoju dla każdego młodego piłkarza.

Autor tekstu: Sebastian Chyl

Najnowsze aktualności