Artykuły

Czwartkowe Rozmowy #5 – Ewelina Greszczuk-Sokół

czwartek, 04/06/2020

Czwartkowe Rozmowy to format w którym publikujemy niezwykle ciekawe wywiady i artykuły autorstwa Sebastiana Chyla na temat osób związanych ze Stalą Rzeszów.

Autor tekstu: Sebastian Chyl

W piątej odsłonie Czwartkowych Rozmów niezmiernie miło mi powitać Dyrektor Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Ewelina Greszczuk-Sokół to rodowita rzeszowianka, która swoją charyzmą i energią powinna zarażać całą biało-niebieską społeczność.

Rzeszowianka z krwi i kości

Co może Pani powiedzieć o czasach młodości?
– Mam same pozytywne wspomnienie. Chociaż były to lata osiemdziesiąte. Pamiętam słynne kartki i kolejki do sklepów. Również Planty, gdzie chodziliśmy z rodzicami na spacery. W miejscu, gdzie jest obecnie Instytut Muzyki, był Dom Kultury i tam często bywałam. Wychowałam się na osiedlu Dąbrowskiego, więc także kino Mewa nie było mi obce. Nie mogę również zapomnieć wędrówek wzdłuż Wisłoka wraz z moim dziadkiem, który wiele mi o historii tego miasta opowiadał.

Można się domyślać, że miała Pani w rodzinie pasjonata Rzeszowa.
– Zdecydowanie. Mój dziadek bardzo interesował się miastem i jego historią. Dla całej rodziny to była ogromna skarbnica wiedzy, którą nam przekazywał. Miał cały pokój w książkach i materiałach dotyczących naszego miasta. Cała moja rodzina związana jest z tym miejscem i słynną WSK.

Więc wątków sportowych w dzieciństwie nie mogło zabraknąć.
– Jak miałam kilka lat, to często chodziłam z tatą, który wtedy był zagorzałym kibicem piłkarskim, na mecze Stali Rzeszów. Sport w tamtym czasie pozwalał na integrowanie się z sąsiadami i przyjaciółmi. Niekiedy pojawialiśmy się na stadionie w kilka zaprzyjaźnionych rodzin. Nie zapomnę, jak przed rozpoczęciem spotkania kupowaliśmy słonecznik w gazecie, które sprzedawały pod obiektem starsze panie i cała trybuna przez 90 minut go konsumowała. Po zakończeniu pojedynków wszędzie było go mnóstwo!

Czasy podstawówki to najlepszy czas z tamtego okresu?
– Jeden z lepszych. Świadczy o tym to, że wiele przyjaźni, które wytworzyłam, przetrwało do dziś. Ostatnio dowiedziałam się, że jeden ze szkolnych kolegów został wiceprezesem sekcji żużlowej. Takie informacje zawsze cieszą. Po przeprowadzce z rodzicami do nowego miejsca zamieszkania poznałam chociażby Rafała Kalisza. W czasach dzieciństwa wielokrotnie bawiliśmy się na lokalnym podwórku. Później kontakt, ze względu na studia lekko zanikł, ale dzięki wspólnym znajomym powróciliśmy do dawnych koleżeńskich relacji.

Zanim wyjechała Pani na studia, był czas nauki w Liceum Ogólnokształcącym.
– Wtedy miałam wiele zainteresowań i to niekoniecznie związanych ze sportem. Byłam zafascynowana językiem włoskim. Moja mama często wyjeżdżała do Włoch, więc za cel obrałam sobie kształcenie w tym kierunku, które kontynuowałam w III Liceum.

Następnie dalsza edukacja. Już jako osoba w pełni dorosła.
– Studiowałam dziennikarstwo. Ukończyłam również Italianistyka. Następnie skończyłam magistra jako filolog języków i kultury krajów romańskich. Zastanawiałam się poważnie, w którym kierunku podążać. Lubię pisać i czytać, ale dziennikarstwo nie było dla mnie. Te struktury nie odpowiadały mojej osobie. A dziennikarstwo sportowe to już w ogóle nie moja bajka!

Wybór jak rozumiem był prosty. Zwyciężyła fascynacja z młodzieżowych czasów.
– Tak. Był to okres, w którym robiłam wiele rzeczy jednocześnie. Pracowałam w prywatnej szkole językowej, miałam również zastępstwo w II Liceum. Pewnego dnia moi znajomi poinformowali mnie, że siatkarska drużyna poszukuje tłumacza do sztabu szkoleniowego. Nie wiedziałam kompletnie nic o zespole, drużynie, ale zdecydowałam się pójść na rozmowę do prezesa Adama Rusinka. Klub zatrudniał pochodzącego z Chorwacji, ale mieszkającego wiele lat we Włoszech – Ljubomira Travicę i potrzebował kompetentnej osoby, która ułatwi szkoleniowcowi kontakt z otoczeniem.

I tak zaczęła się Pani przygoda ze sportem na wysokim poziomie. Początki były ciężkie?

Pracować w grupie z samymi mężczyznami, to była dla mnie nowa sytuacja. Pojawiało się wiele docinek z różnych stron. Mogę powiedzieć szczerze, że jeśli ktoś nie jest silny psychicznie, to nie wytrzymałby codziennego funkcjonowania w takim sportowym otoczeniu. Pamiętam, że Rafał Kalisz widząc co robię, wiele razy dodawał mi wsparcia dobrym słowem.

Czyli praca w siatkarskiej Asseco Resovii to cenne doświadczenie, które zaprocentowało?
– Zdecydowanie! Poza ciągłym rozwijaniem swoich umiejętności językowych miałam okazję zobaczyć, jak wygląda profesjonalny sport od kulis. Dookoła mnóstwo ludzi, wyjazdy, wywiady i autografy. To mnie wiele nauczyło. Poznałam także różnych sportowców, których spojrzenie na świat mogę teraz wykorzystywać w prowadzeniu naszej szkoły.

Wzorce ze świata siatkówki z których mogliby brać przykład Pani podopieczni?
– Pod względem charyzmy na pewno Krzysztof Ignaczak. Zawodnik, który zawsze był gotowy do walki na 100%. Paweł Papke to wybitny mentor podchodzący do każdego z ogromnym szacunkiem. Wielka klasa! Piotr Gruszka, którego poznałam jako kadrowicza, to siatkarz z niesamowitą siłą spokoju na parkiecie i poza nim. Natomiast Rafael Redwitz był tytanem pracy. Dla niego liczyło się zdobycie najbliższego wyznaczonego celu. Ihosvany Hernandez Rivera wyróżniał się tym, że był zawodnikiem bez układu nerwowego. Dla niego nie istniało słowo presja. Myślę, że na powyższych przypadkach każdy mógłby się wzorować.

Ciąg dalszy nastąpi…

Autor tekstu: Sebastian Chyl

Najnowsze aktualności