Wszystkie aktualności

MŁODA STAL #3 – Oskar i Łukasz Żebrakowscy

niedziela, 07/06/2020

Zapraszamy po raz trzeci na nasz cykl "Młoda Stal", gdzie rozmawiamy z zawodnikami, którzy na co dzień grają w naszej Akademii. Tym razem pora na Oskara Żebrakowskiego oraz jego Tatę - Łukasza.

Autor tekstu: Paweł Pyskaty

Kolejna perełka Akademii Stali Rzeszów. Wywodzi się z rodziny piłkarskiej, która jest mocno związana ze Stalą. Bardzo ceni sobie współpracę z kolegami na boisku i atmosferę w drużynie, a do tego jest kapitanem swojego rocznika. Jest ambitny, ale może czasami za bardzo. To jest właśnie Oskar Żebrakowski, ale w dużym skrócie.

Paweł Pyskaty: Z piłką nożną jesteś związany sporo czasu. Jaka jest pierwsza sytuacja, jaką przypomnisz sobie na hasło: piłka nożna?

Oskar Żebrakowski: Pierwsza sytuacja, jaką sobie przypominam to, że dołączyłem do Stali Rzeszów. Moim marzeniem było dołączyć do takiego nowego i dużego Klubu.

Co w piłce nożnej sprawia Ci największą przyjemność?

Myślę, że strzelanie bramek i radość po ich strzeleniu. Wtedy cieszę się nie tylko ja, ale moi koledzy również. To fajne uczucie.

Właśnie. Strzelanie bramek. Dlaczego to lubisz?

Lubię to robić, bo wtedy pomagam drużynie w zdobyciu punktów. Lubię też sprawiać tym przyjemność osobom, które nam kibicują. Bramki w piłce nożnej są ważne.

(fot. Tomasz Sowa)

A co w piłce jest najważniejsze Twoim zdaniem?

Moim zdaniem najważniejszym jest, by na boisku sobie pomagać i podpowiadać kolegom z drużyny. Taka pomoc na boisku jest ważna.

Czym dla Ciebie jest futbol?

To moje życie. Nie wyobrażam sobie, jak by to było, gdyby nie było futbolu.

Zakładając, że w piłce nożnej jednak nie pójdzie po Twojej myśli i nie będziesz nią się zajmował zawodowo, to kim chciałbyś zostać?

Nie myślałem nad tym. Cały czas dużo trenuję, uczę się nowych trików i zwodów. Koncentruję się na tym, żeby jak najlepiej trenować i dawać z siebie wszystko.

Przez ten czas, który już jesteś w Stali zdążyłeś pewnie sporo zaobserwować czy to dojrzeć, jeśli chodzi o treningi, o taką codzienność w Akademii. Jesteś tu już bowiem 5 lat. Co na chwilę obecną w Stali Rzeszów najbardziej się Tobie podoba?

Podoba mi się to, że koledzy i trzenerzy mnie wspierają. Jeśli coś nie wyjdzie, to zawsze pomogą. Trenerzy potrafią zrobić zawsze dobry trening i zawsze coś wytłumaczyć, jeśli zapytam.

A jak wyglądało Twoje pierwsze spotkanie z kolegami i trenerami?

Na początku był trochę stres. Jednak potem się przełamałem i jak już się lepiej poznaliśmy, to każdy dzień był lepszy.

Mówiłeś, że koledzy Cię wspierają. Musisz być też darzony sporą sympatią wśród nich, bowiem zdecydowali, że to Ty dostaniesz opaskę kapitana. Jak wyglądają Twoje relację z nimi?

Mam wielu przyjaciół w Stali, z którymi bardzo dobrze się dogaduję na boisku i poza nim też. Myślę, że relację mamy fajne i miło nam się spędza razem czas.

Kapitan drużyny. To bardzo odpowiedzialna funkcja. Jak Ty się w niej odnajdujesz?

Lubię być kapitanem. Kiedy zostałem nim wybrany to bardzo się ucieszyłem. Myślę, że dobrze się w tej funkcji odnajduję, dużo podpowiadam kolegom, rozmawiam z nimi dużo po meczu. Mam nadzieję, że długo nim będę, może nawet w przyszłości.

Z którym trenerem współpraca w Stali Rzeszów najlepiej Ci się układa albo układała?

Zdecydowanie z trenerem Bartkiem Złamańcem. Często, jak coś mi nie wyjdzie, to nie krzyczy, ale potrafi wytłumaczyć, co źle zrobiłem albo co źle zrobiła drużyna. Mówi, co musimy poprawić i nad czym więcej popracować. Potrafi też bardzo dobrze przekazać wiedzę, którą ma.

Gdzie najbardziej na boisku się odnajdujesz? Taka jedna pozycja na której gra Ci się najlepiej.

Na ataku. Tam mi się dobrze gra i w Klubie też gram na tej pozycji. Lubię też strzelać bramki, a na tej pozycji można często to robić.

Pamiętasz swój najtrudniejszy mecz w życiu? Jak wyglądał?

Tak, to było w Krośnie. Graliśmy wtedy z drużyną z Ukrainy. Trudno było tą drużynę pokonać. Przegraliśmy 7:0 i niedługo potem znów spotkaliśmy się na innym turnieju. Cieszyliśmy się, bo udało nam się strzelić bramkę na 1:0, ale ostatecznie i tak przegraliśmy 8:1.

Niedawno złapała Cię kontuzja. Szybko sie z nią uporałeś. Jak sobie z nią poradziłeś i co to była za kontuzja?

Złamałem lewy obojczyk, było to trochę bolesne i miałem w tym miejscu opuchliznę. Dzięki wsparciu rodziców, szybko sobie z tym poradziłem.

Jak spędzasz czas? Wykluczając piłkę nożną oczywiście. Co lubisz jeszcze robić?

Dużo przebywam na świeżym powietrzu. Spędzam tam czas z kolegami i koleżankami. Lubię spędzać też czas z rodziną.

Oskar z rodziną. (fot. archiwum prywatne)

Jaki powinien być idealny piłkarz?

Musi na pewno wspierać kolegów z drużyny i im pomagać. To jest według mnie najważniejsza cecha idealnego piłkarza.

Więc, który piłkarz jest Twoim ulubionym – takim idealnym?

Cristiano Ronaldo. Chciałbym nauczyć się od niego skakania do główek. Imponuje mi, że strzela bramki z tak wysoka.

Któremu klubowi piłkarskiemu kibicujesz albo się przyglądasz?

Liverpoolowi. Lubię widzieć w akcji Salaha, Firminio czy Mane. Dużo pokazują na boisku i można się wiele od nich nauczyć. Na przykład od Salaha chciałbym się nauczyć strzelać i grać tak dobrze lewą nogą, jak on.

Jakie są Twoje wady, a jakie zalety?

Moją wadą jest lewa noga, jak już wspomniałem. Może też, że się denerwuję, jak przeciwna drużyna strzeli bramkę. Zaletą jest na pewno to, że dużo pomagam kolegom na boisku i poza nim. Chcę, żeby atmosfera była w drużynie dobra.

Masz jakąś szczególną rutynę przed meczem albo treningiem?

Tak, słucham muzyki. Pozwala mi się to rozluźnić.

Zdradzisz coś ze swojej playlisty?

Tak. „More Than You Know” – to moja ulubiona piosenka.

Za ile lat chciałbyś trenować w seniorskiej drużynie Stali Rzeszów?

Może jak będę miał 16 lat. Ale najlepiej, to jak najwcześniej będzie się dało. Ja będę starał się o to, by było to jak najwcześniej.

Jak wygląda rodzinny futbol, co Pan Łukasz wyróżnia w szkoleniu w Stali Rzeszów, jak syn ćwiczy czy chociażby dlaczego mają dobry kontakt z Bartoszem Złamańcem – trenerem Akademii Stali Rzeszów? O tym i nie tylko rozmawiam z Łukaszem Żebrakowskim, tatą Oskara.

(fot. owen.pl)

Paweł Pyskaty: Piłka nożna w Waszej rodzinie nie jest niczym obcym. Mógłby Pan o tym rodzinnym futbolu powiedzieć coś więcej? Kto zapoczątkował taką erę tego wszystkiego?

Łukasz Żebrakowski: Odkąd pamiętam u nas w rodzinie piłka nożna była obecna od zawsze. W piłkę grali mój tata, wujkowie i ja też do niedawna jeszcze grałem amatorsko. Teraz gra mój brat i Oskar. Także sporą część naszej rodziny ciągnęło do piłki nożnej. Myślę że starsi kibice mogą pamiętać grę Grzegorza Żebrakowskiego, któremu udało się reprezentować barwy pierwszego zespołu.

Michał, wujek Oskara również reprezentował barwy biało-niebieskich. Rozmawiają z sobą? Czy Oskar mu dorówna?

Rzadko się widujemy, z tego względu, że kluby do których trafia Michał zazwyczaj znajdują się na drugim końcu Polski. Raz to była Arka Gdynia, innym razem Lechia Gdańsk, teraz są Wigry Suwałki. Niedawno przyjechał w rodzinne strony i parę razy spotkał się z Oskarem, żeby wspólnie potrenować. Michał gra na podobnej pozycji, co Oskar i myślę że za jakiś czas będzie mógł mu udzielić kilku cennych wskazówek.

Spotykali się i grali ze sobą, jak Pan mówi. Zauważa Pan w nich jakieś boiskowe podobieństwa?

Żona uważa, że wyglądają, jak dwie krople wody. Myślę, że poruszanie się po boisku mają podobne. Oskar może też być równie wysoki, jak mój brat. Michał ma ponad 190 cm wzrostu. Oskar już teraz, jak na swój wiek jest dość wysoki. Nie wiem natomiast czy będzie więcej tych podobieństw. Może w perspektywie 2-3 lat będzie można dostrzec coś więcej.

Angażuje się Pan w taki piłkarski rozwój syna, na przykład pilnuje Pan co je albo robi mu Pan jakieś dodatkowe treningi, czy woli Pan te sprawy pozostawiać trenerom?

Szczerze mówiąc, to staramy się to dawkować. Wiadomo, jak to dziecko lubi zjeść trochę słodyczy, paczkę czipsów czy trochę niezdrowego jedzenia, ale wszystko jest dla ludzi i nie chcemy mu oczywiście tego wszystkiego zabraniać. Pilnujemy, żeby nie było tego za dużo. Im wcześniej zacznie zwracać uwagę na rzeczy, które je, tym szybciej i łatwiej będzie mu przejść do tych zdrowych produktów. Jeśli chodzi natomiast o treningi, to zostawiam to trenerom. Uważam, że mają duże doświadczenie i są w stanie zapewnić mojemu synowi, jak najlepszy rozwój. W ostatnim czasie zrobiliśmy sobie kilka wspólnych treningów ze względu na przerwę w zajęciach, a Oskar sam indywidualnie robi sobie pompki, brzuszki czy przysiady. Oskar planuje iść do szkoły sportowej a tam zajęć na pewno nie będzie mu brakowało.

(fot. archiwum prywatne)

Przerwa od treningów. Czy ten okres był dla Oskara trudny?

Zapewne nie tylko dla niego. Pewnie dla większości chłopców. Przede wszystkim nie spotykali się na wspólnych treningach. Mają bardzo fajną i zżytą już ze sobą grupę. Trenerzy też fajnie integrują tą grupę i widać, że to jest naprawdę fajna paczka. Jak mijał drugi miesiąc siedzenia w domu to parę razy przyszedł i pytał czy już coś wiem na temat wznowienia treningów, bo widać było, że już chętnie potrenowałby z kolegami.

Recenzuje Pan występy Oskara z meczów lub treningów?

Tak. Lubię być na treningach czy to meczach syna. Podejrzewam, że na palcach jednej ręki policzę turnieje czy to mecze na których mnie nie było. Staram się śledzić na bieżąco, jak idzie drużynie. Oglądam grę Oskara i potem wspólnie analizujemy, jak mu poszło.

Kierunek – Stal Rzeszów. Skąd decyzja, by Oskar dołączył akurat do tego Klubu? Domyślam się, że zapewne z pokolenia na pokolenie.

Zgadza się. Odkąd pamiętam, zawsze w rodzinie Żebrakowskich była obecna Stal Rzeszów. Zawsze kibicowaliśmy Stali, cała rodzina mniej, bądź więcej była związana z tym Klubem, dlatego wybór był oczywisty.

Rodzina bywa na meczach pierwszej drużyny?

Jeżeli mam czas, to najczęściej chodzimy wspólnie z Oskarem. Oskar jest zazwyczaj przewidywany do wychodzenia z zawodnikami pierwszego zespołu, czasami podawania piłek. Liczę, że Stal Rzeszów awansuje w tym, bądź w przyszłym roku i wtedy będziemy w większym gronie rodzinnym spotykali się na meczach Stali.

(fot. Michał Fąfrowicz)

Klub się rozwija. Jak Pan spogląda okiem rodzica na to, co dzieje się w Klubie, w Akademii? Co jest dla Pana najważniejsze? Co takiego daje Stal synowi?

Podoba mi się, że zostaje wyselekcjonowana grupa chłopców. Jest to grupa, która umiejętnościami jest mocno zbliżona do siebie. To były trochę inne czasy, ale pamiętam, że jak zaczynałem trenować w latach 90. wtedy wyglądało to zupełnie inaczej. Na treningach było 20-30 chłopaków i jeden trener i ciężko było, że tak powiem zrobić jakiś sensowny trening. Teraz wygląda to trochę inaczej, jest grupa 16-17, pewnie maksymalnie 18. chłopców, a do tego dochodzi dwóch trenerów. Trener bierze sobie dziewięciu chłopców, drugi dziewięciu i jest w stanie poświęcić każdemu chłopakowi swoją uwagę, skorygować popełniane przez niego błędy . Myślę też, że szkoła to może być fajna sprawa. Działa dopiero niecały rok, ale po opiniach rodziców, którzy posłali tam swoje dzieci sądzę, że będzie to dobra decyzja i my jesteśmy na nią jak najbardziej zdecydowani. Z tego co wiem, to trener Bartosz Złamaniec również będzie pracował w tej szkole, a Oskar chwali sobie z nim współpracę.

Bartosz Złamaniec – rodzice. Jak wygląda współpraca trenera z Wami?

Bardzo dobrze, chwalimy ją sobie. Oskar jest również zadowolony, a to chyba najważniejsze. Sympatyczny, otwarty człowiek. Zawsze można do niego zadzwonić, porozmawiać i podpytać o różne kwestie. Jest lubiany przez swoich podopiecznych i tworzą naprawdę bardzo fajną grupę. Jest to duża zasługa trenera Bartosza i drugiego trenera Łukasza.

„Złego słowa nie powiem. To mój najlepszy zawodnik.” To powiedział mi trener Bartosz o Oskarze. Co myśli rodzic słysząc takie słowa?

Na pewno czujemy się dumni z żoną. Bardzo miło takie słowa słyszeć, aczkolwiek Oskar ma dopiero 10 lat, jest to początek przygody z piłką. Ja staram się nie wywierać na nim żadnej presji. Jedyne, co mu mówię to praca, praca i jeszcze raz praca. Może go pochwalić jeden trener, może go pochwalić drugi trener, ale jeżeli nie będzie pracował na treningach i nie będzie się to przekładało na mecze, to pochwały mogą pozostać tylko wspomnieniem. Wszystko zależy od niego.

Ambicja to chyba drugie imie Oskara. Słyszałem, że grając turniej ligowy postawił sobie za cel strzelenie 50. bramek, miał 49. Do spełnienia tego celu brakło jednej bramki. Mimo to wygrali sporą przewagą całą ligę. Oskar jednak i tak był na siebie zły. Czy uważa Pan to za jego wadę czy raczej zaletę?

(śmiech) Uważam, że to zaleta. Cieszę się, że jest ambitny. Pamiętam tą sytuację. W lidze można było zdobywać wiele bramek. On będąc napastnikiem, który kończy te akcję, faktycznie tych bramek zdobył dużo i pamiętam, że przed ostatnim dniem rozgrywkowym w Sokołowie brakło mu 10 bramek i sam zaczął to liczyć. Prawda jest taka, że brakło mu tej bramki, no niestety. Powrót do domu był trochę smutny, ale na końcu stwierdziliśmy że to naprawdę bardzo fajny wynik. Dobrze, że stawia sobie jakieś cele i dąży do ich realizacji. Liczę, że tak będzie u niego w przyszłości.

(fot. Marcin Bilski)

Pan jest świadomy tego, że w perspektywie kilku lat Oskar może stać się naprawdę dobrym piłkarzem?

Podchodzę do tego spokojnie. Wiem, że nie jest łatwo zostać zawodnikiem w I-ligowym czy to Ekstraklasowym klubie. Widzę, jak ciężko było się tam przebić mojemu bratu. Trzeba mieć umiejętności i dużo szczęścia, aby zostać zauważonym. Na razie skupiamy się na codziennej pracy.

Mógłby Pan w trzech słowach opisać Oskara?

Grzeczny, pracowity i myślę, że z potencjałem.

Widzi Pan syna w koszulce Stali Rzeszów w pierwszym składzie? Niejedna zapewne wisi już w domu. Pytanie, czy będzie kolejna?

Na razie widzę go codziennie, w tej troszkę mniejszej (śmiech). Natomiast byłoby miło zobaczyć kiedyś z wysokości trybun wychowanka Stali Rzeszów, który strzela bramki. Myślę, że to powinien być jego pierwszy cel, czyli zaprezentowanie się w seniorach Stali. Jak to się potoczy, to już zobaczymy.

(fot. archiwum prywatne)
Autor tekstu: Paweł Pyskaty

Najnowsze aktualności