Wszystkie aktualności

WYWIADÓWKA #12 | Manolo: Jestem szczęściarzem, że mogę łączyć pracę z pasją

sobota, 18/11/2023

Jaka jest Cuernavaca, w której się wychował? Czy tęskni za domem? Co powie, aby zareklamować Meksyk? Jakie były jego pierwsze wrażenia po przylocie do Polski?Jak się czuje w naszym kraju? Jakie jest jego ulubione polskie słowo? Co trzeba zrobić na obiad, kiedy zaprasza się Manolo? Czy kiedykolwiek się nie uśmiecha? Tego i wiele więcej dowiecie się z kolejnej Wywiadówki, której bohaterem jest tym razem Manuel Ponce Garcia, a więc nasz Manolo.

Manolo, czy kiedykolwiek się nie uśmiechasz?

(śmiech) Jak widzisz, nie zdarza się, abym się nie uśmiechał. Taką mam osobowość, że z radością podchodzę do wszystkiego. Cieszę się życiem i tak mam od zawsze. Nie mam zamiaru przestawać się uśmiechać, bo życie jest piękne i staram się z niego jak najbardziej czerpać (uśmiech).

Wszyscy Meksykanie są tacy uśmiechnięci?

Oczywiście różnie z tym bywa, ale generalnie mówiąc, większość raczej częściej się uśmiecha. Jasne, każdy człowiek jest inny, ale raczej jesteśmy narodem, który uwielbia taniec, zabawę i wspólne spędzanie czasu. Uwielbiamy poznawać nowych ludzi i w zasadzie codziennie staramy się z kimś porozmawiać. Jesteśmy więc w większości uśmiechniętymi i radosnymi ludźmi.

Jak wspominasz swoje dzieciństwo?

Oczywiście wspaniale, w znacznym stopniu dzięki piłce nożnej (uśmiech). W Meksyku jest tak, że rano idziesz do szkoły, a po powrocie masz już wolne i możesz robić co chcesz. No i ja z tego bardzo korzystałem, całymi dniami kopiąc piłkę z przyjaciółmi. Często robiliśmy to po prostu na ulicy. Dla nas nie było złego miejsca, aby grać. Podsumowując, z mojego dzieciństwa pamiętam tylko dobre rzeczy. To był niesamowity czas.

Opowiedz proszę o mieście, w którym się wychowałeś…

Jak na warunki meksykańskie nie jest dużym miastem, bo liczy ponad 300 tysięcy mieszkańców. Cuernavaca jest położona blisko stolicy, do której samochodem jedzie się pewnie 40 minut. To wspaniałe miejsce, dla mnie trochę podobne do Rzeszowa. Tam też mamy wszystko, co potrzebne, a do tego piękną pogodę. Zimą jest jakieś 15-17 stopni Celsjusza i nam wtedy jest zimno (śmiech). Będąc w Polsce chciałbym teraz mieć taką temperaturę. Tam wciąż mieszka moja rodzina i kocham to miejsce. To moje miasto i o nim mogę mówić tylko dobrze.

Z czego głównie żyją ludzie tam mieszkający? Jest to miasto przemysłowe, rolnicze, czy specjalizuje się w jeszcze czymś innym?

Pod tym względem jest spora różnorodność. W związku z tym, że jest blisko stolicy sporo ludzi właśnie tam dojeżdża do pracy, a mieszka w Cuernavace. W moim mieście też jest jednak sporo dużych firm i jest w pewnym sensie takim miastem przemysłowym. W Polsce zapewne też takie są.

Mieszkałeś blisko stolicy, ale miałeś też niecałe 300 kilometrów do Acapulco, a więc do bardzo znanego na całym świecie kurortu…

Oj tak (uśmiech). To taki nasz raj. Zawsze jak ludzie mnie pytają o Meksyk, to pada również pytanie właśnie o Acapulco. I wtedy odpowiadam: jak jesteś w Meksyku na wakacjach, to musisz odwiedzić to miejsce, aczkolwiek jest ono bardzo oblegane. No i oczywiście również Cancun, gdzie jest pewnie jeszcze piękniej, ale dla mnie najlepsze jest Acapulco, bo tam miałem bardzo blisko. Jakieś trzy godziny jazdy samochodem. Spokojnie można więc pojechać tam na weekendowy wypad.

Ciebie cały czas ciągnęło jednak do Europy…

Od zawsze marzyłem o Europie, głównie ze względu na piłkę nożną. Tu chcę mieszkać, grać i znaleźć żonę (śmiech). Marzy mi się żyć w Europie, a na wakacje latać do Meksyku. Futbol to całe moje życie, to jemu wszystko podporządkowuję i uważam, że tutaj mogę wiele osiągnąć. Oczywiście nic nie przychodzi samo od siebie i chcę się rozwijać krok po kroku. Mój brat mieszka w Madrycie i jak tylko mogę to lecę do niego na urlop. Hiszpania to też świetny kraj, z tym samym językiem. W Polsce też czuję się jednak rewelacyjnie.

Piłka nożna w Meksyku to religia?

Bez wątpienia bardzo pasjonujemy się piłką nożną. Jeśli drużyna, której kibicujesz nie wygra w weekend, to chodzisz smutny przez cały czas, aż do następnego meczu. Do tego w pracy inni tobie dogryzają, jeśli kibicują komuś innemu. Lepiej więc, aby twoja drużyna wygrywała (uśmiech). Pewnie więc futbol jest trochę jak religia. Sam, jak już mówiłem, będąc dzieciakiem zaraz po szkole wszystko rzucałem i liczyła się tylko piłka.

Dużo Twoich kolegów z dzieciństwa zostało piłkarzami?

Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek został piłkarzem. Jasne, grają w piłkę, ale nie jako zawodowcy.

A co wybierają Meksykanie, jeśli nie grają w piłkę?

Generalnie każdy chce grać w piłkę, ale całkiem popularny jest też boks, a myślę, że „Canelo” zna każdy fan tej dyscypliny. Niektórzy wybierają też przykładowo koszykówkę, ale to nie jest tak popularna dyscyplina w Meksyku. Liczy się przede wszystkim futbol, futbol i jeszcze raz futbol.

Komu kibicowałeś od dziecka?

Mój tata od zawsze wspiera Pumas i ja teraz również jestem fanem tego klubu, ale muszę się przyznać, że jako dzieciak bardzo lubiłem Chivas Gudalajara. Jak sam przeszedłem do Pumas to stałem się zdecydowanie kibicem tego klubu. Wiem, że klubów, którym się kibicuje nie powinno się zmieniać, ale w moim przypadku tak było. Jak jeszcze wspierałem Chivas to miałem zabawne rozmowy z tatą, który mówił, że muszę kibicować Pumas, a ja miałem innym klub. Z czasem wyszło jednak na jego (śmiech).

A teraz masz swoje ulubione kluby?

Wciąż kibicuję Pumas. Z europejskich klubów wspieram natomiast Real Madryt. Dorastałem na oglądaniu Galacticos, wiesz, Zidane, Roberto Carlos, Beckham, Manolo (śmiech). Tak więc miałem te dwa ulubione kluby, a teraz jest jeszcze oczywiście Stal Rzeszów. Czuję się tutaj świetnie, czy to z kolegami z drużyny, czy z kibicami. A dzieciaki są niesamowite, co zresztą było widać, jak nas odwiedziły niedawno na stadionie. W Stali czuję się bardzo komfortowo, a wtedy dużo łatwiej gra się też na boisku. Chcę dawać z siebie wszystko, bo przecież gramy dla fanów. Jasne, zawsze chcę wygrać mecz i zdobyć punkty, ale jeśli przy okazji mogę dać trochę radości kibicom to jest jeszcze lepiej. Futbol to nie tylko gra, to również ogromne emocje.

Kiedy i w jaki sposób zaczęła się Twoja przygoda z piłką nożną?

Piłkę kocham od dziecka i już jako czterolatek kopałem futbolówkę. Ta pasja we mnie tylko rosła i w wieku pewnie 12 lat powiedziałem sobie, że chcę, aby to był mój zawód. Jakoś w tym czasie odezwali się ludzie z Monterrey, czy nie chciałbym przejść do ich akademii. To miasto leży na północy Meksyku, kawał drogi od domu, ale ja powiedziałem, że mogę tam iść choćby jutro. Dla rodziców nie było to jednak tak łatwe, bo to jakieś 12-13 godzi jazdy autobusem. Ta odległość to jednak był mniejszy problem. Nie bez powodu wcześniej powiedziałem, że Monterrey leży na północy kraju. Wiesz, tam jest zdecydowanie mniej bezpiecznie i dlatego rodzice się bali. Decyzja nie była więc łatwa, ale ostatecznie tam trafiłem.

Kolejnym krokiem było UNAM Pumas, a więc duży klub…

Zostałem tam zaproszony na testy, na których było bardzo dużo innych chłopaków. Pamiętam, że rywalizacja była naprawdę ogromna, a ostatecznie kontrakt podpisałem ja i jeszcze jeden chłopak. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby pokazać się z jak najlepszej strony, starałem się każdego dnia i to zaprocentowało. Później w tym klubie przechodziłem kolejne szczeble, aż do drużyny seniorów. Wciąż mam kolegów z tamtych czasów. Kontakt nie jest może bardzo częsty, ale czasem ze sobą piszemy bądź rozmawiamy.

W Polsce Meksyk kojarzy się pewnie w znacznym stopniu z Tacos i serialem Narcos…

Nie tylko w Polsce. To jest prawda, że mój kraj kojarzy się choćby właśnie z tym. Jak mówiłem o przeprowadzce na północ, to właśnie główna obawa dotyczyła faktu, że jest tam naprawdę niebezpiecznie. To nie to samo co Polska. Oczywiście, jak jedziesz do Meksyku na wakacje to będziesz się dobrze bawił i nic się nie stanie, ale jak szukasz problemów, to je znajdziesz i to takie o jakich nawet pewnie byś nie pomyślał. Jeśli natomiast chodzi o taco to też się nie dziwię, że tak może się Meksyk kojarzyć, bo jemy tego naprawdę dużo (uśmiech). W zasadzie każdego dnia. To zdecydowanie najpopularniejsze danie w moim kraju.

Jakbyś miał zareklamować Maksyk, to co powiesz?

To bardzo piękny kraj. Jak już mówiłem, jeśli chcesz się dobrze bawić, to w Meksyku możesz mieć wakacje swojego życia. Poznasz wspaniałych ludzi i zobaczysz piękne miejsca. Poczujesz się jak w domu. Mamy tequilę, mariachi, tacos i uwielbiamy się bawić. Czy potrzeba czegoś więcej? (śmiech).

W 2026 roku mistrzostwa świata odbędą się m.in. w Meksyku. To duża szansa dla kraju…

I dla drużny (uśmiech). Na pewno będzie wspierana przez wszystkich, a pamiętajmy, że w Stanach Zjednoczonych, które też będą współgospodarzem turnieju, mieszka bardzo wielu Meksykanów, a więc i w tym kraju wszyscy będą żyli turniejem. Dla kraju to też oczywiście duża szansa, bo każdy, kto przyjedzie do Meksyku zobaczy jaki on jest naprawdę.

Pamiętasz ten moment, kiedy podjąłeś decyzję, że ruszasz do Europy?

Oczywiście, że tak. Pojawiło się zainteresowanie jednego z klubów polskiej 1 ligi, przyleciałem na testy, ale nic z tego nie wyszło i wróciłem do Meksyku. Do drużyny mnie nie wzięli, ale zostały pewne kontakty i po jakimś czasie zadzwonił jeden z menadżerów i zapytał czy chcę spróbować jeszcze raz w innym klubie. Nie zastanawiałem się zbyt długo i podjąłem decyzję, że lecę, bo, co padło już w tej rozmowie, Europa to był mój cel. I tak trafiłem do Chemika Police.

Byłeś bardzo zdeterminowany, aby polecieć do Europy, ale to się wiąże zapewne z tęsknotą za najbliższymi…

Oczywiście, że tak. Bardzo tęsknię za moją rodziną, ale jest mi o tyle łatwiej, że w Polsce czuję się świetnie, co na pewno pomaga. Gdybym miał tutaj rodzinę to mógłbym zostać na zawsze. Uprawianie sportu jest jednak nierozłączne z wyjazdami, tak jest i tyle. Trzeba się z tym pogodzić. Ja z domu wyjechałem jako dzieciak, więc też już trochę się do tego przyzwyczaiłem. Taką drogę sobie wybrałem, bo robię to co kocham.

Kiedy ostatni raz byłeś w rodzinnym domu?

Dwa lata temu. Odkąd jestem w Polsce nie wróciłem do Meksyku. Na urlop latam raczej do brata mieszkającego w Madrycie. Może jak dostanę powołanie do reprezentacji kraju, to wtedy na pewno polecę (śmiech). Mówiąc serio, przyjdzie dobry moment, aby spotkać się z rodziną, ale dotychczas nie miałem takiej możliwości.

Jakie były Twoje pierwsze wrażenia po przylocie do Polski?

Oczywiście pogoda, bo przyleciałem w zimie. O mój Boże (śmiech). W moim mieście nigdy nie było śniegu, a tu już od razu miałem z nim styczność. To było ciekawe doświadczenie, tym bardziej, że przyleciałem lekko ubrany. Przyznam, że było to jednak niesamowite wrażenie, zobaczyć w końcu śnieg na własne oczy. Dosyć szybko się do tego przyzwyczaiłem i nawet polubiłem zimę, choć wolę oczywiście jak jest ciepło (uśmiech). Byłem na to przygotowany, że jadąc do innego kraju, na inny kontynent będą pewne różnice. Mówimy w różnych językach, ty masz jasną skórę, ja ciemniejszą i tak dalej. Bardzo mi się tu jednak podoba i wszystko polubiłem.

Miałeś okazję zobaczyć już trochę naszego kraju. Gdzie się Tobie podobało?

Kraków jest pięknym miastem, a szczególne wrażenie robi oczywiście Rynek i te wszystkie knajpki wokół niego oraz ten duży kościół. Rzeszów też mi się bardzo podoba i dla mnie jest takim małym Krakowem (uśmiech).

Polska kuchnia przypadła Tobie do gustu?

Nawet bardzo. Moje ulubione dania do devolay i zupa pomidorowa. Jakbyś mnie więc zapraszał na obiad, to wiesz, co trzeba zrobić, żebym był szczęśliwy (śmiech). Aha, świetny jest też żurek. Lubię oczywiście pierogi, nawet bardzo, ale są małe i muszę zjeść 20-25, żeby się najeść (uśmiech).

A jest coś takiego, co spróbowałeś, ale więcej tego nie zjesz?

Na nic takiego nie trafiłem, żeby nie chcieć tego zjeść jeszcze raz.

Nie brakuje Tobie kuchni meksykańskiej?

Szczerze, nawet nie za bardzo. Ja generalnie bardzo lubię jeść, ale sam rodzaj kuchni ma dla mnie mniejsze znaczenie. Czy to będzie coś z polskiej, azjatyckiej, czy meksykańskiej kuchni, to nie jest ważne. Zresztą nie brakuje restauracji z kuchnią mojego kraju więc jak mam ochotę, to tam po prostu idę. Oczywiście nie jest to to samo, co w Meksyku, ale też bardzo smaczne.

Któreś zwyczaje w naszym kraju Ciebie zaskoczyły?

Może nie zwyczaj, ale fakt, że późno można sobie bez problemu chodzić po mieście i nie ma obaw, że coś się stanie. Zresztą nie raz widziałem małe dzieci po zmroku i to mnie trochę zdziwiło, ale tak pozytywnie. To kolejny dowód na to, że Rzeszów jest świetnym miastem. W Meksyku nie jest może już tak niebezpiecznie jak kiedyś, ale wciąż trzeba na siebie uważać. A tutaj można sobie spacerować i się nie bać, że zaraz coś się wydarzy.

Masz ulubione polskie słowo?

Tak, ale nie mogę go powiedzieć (śmiech). Myślę, że wiesz o jakie słowo chodzi. To chyba pierwsze jakie w ogóle w Polsce usłyszałem (śmiech). A na pewno słyszę je bardzo często. U nas jest podobne słowo, ale oznacza coś zupełnie innego. Mam też drugie ulubione, ale to też jest chyba brzydkie, więc nie będę mówił.

Jak trafiłeś do naszego klubu?

Wypatrzyli mnie skauci Stali Rzeszów i zostałem zaproszony do klubu. Zacząłem w drugiej drużynie, dawałem z siebie wszystko i to zaprocentowało, bo od tego sezonu jestem w pierwszym zespole. Teraz wciąż ciężko pracuję, aby robić krok po kroku i osiągnąć jeszcze więcej.

Jakie były Twoje pierwsze wrażenia po przyjściu do Stali Rzeszów?

Dla mnie to był top. Pierwszy mecz na jakim byłem to ten z Chrobrym Głogów, na początek tamtego sezonu. Od razu kibice zrobili na mnie ogromne wrażenie. Ta cała atmosfera, otoczka, to było niesamowite. Stal to nie jest klub na pierwszą ligę, a mam tu na myśli całą organizację, social media i tak dalej, zasługuje na zdecydowanie więcej. W samej drużynie też czuję się rewelacyjnie. Mamy świetnych piłkarzy, którzy są do tego dobrymi kolegami, więc czuję się szczęśliwy.

Co dla Ciebie było, a może dalej jest, najtrudniejsze, jeśli chodzi o grę w piłkę w Polsce?

Oczywiście są różnice w porównaniu z grą w Meksyku, jak choćby fakt, że tutaj są bardzo duzi obrońcy, ale z drugiej strony ode mnie zawsze byli więksi (śmiech). Mam jednak taki styl grania, żeby się temu przeciwstawiać. Nadrabiam więc szybkością czy techniką. Oczywiście pewne rzeczy i przyzwyczajenia muszę zmieniać i nad tym wciąż pracuję.

Masz swoje ulubione miejsca w Rzeszowie?

Oczywiście Rynek, gdzie można dobrze zjeść i napić się kawy. Uwielbiam też spędzać czas blisko stadionu na Bulwarach, bo można tam świetnie odpoczywać czy pojeździć rowerem.

Z kim masz obecnie najlepszy kontakt w naszej drużynie?

Dogaduję się bardzo dobrze ze wszystkimi. Najwięcej czasu wspólnie spędzam z Milanem, Sebą czy Victorem z drugiej drużyny. Nie chcę nikogo pominąć, bo naprawdę ze wszystkimi się świetnie rozumiem. Generalnie relacje w drużynie są bardzo dobre, a nie jest to łatwe, kiedy przy jednym stole siedzi Meksykanin, Luksemburczyk, Szwajcar, Słowak, Kolumbijczycy i oczywiście Polacy. To jest też trochę zabawne, a często można fajnie pożartować. Mi się to podoba, takie międzynarodowe towarzystwo, bo są różne języki, ale i różna muzyka. To jest fajne.

Widać, że kochasz grę w piłkę nożną, a świadczyć może o tym fakt, że Tobie wielką radość sprawia nawet zdobycie bramki w grze treningowej. Latem zapowiadałeś, że zdejmiesz koszulkę po zdobyciu bramki w meczu. W tym sezonie trafiłeś dwukrotnie, ale nie fetowałeś tego w ten sposób…

Oczywiście jestem mocno ekspresyjnym człowiekiem, ale też wiem, kiedy na co można sobie pozwolić. Ten pierwszy gol nic nam, jako drużynie nie dawał, więc nie mogłem tego aż tak fetować. Drugi, ten w Lublinie, padł dosyć wcześnie i trzeba było zachować rozsądek, aby nie grać do końca meczu z żółtą kartką. Ale tak, uwielbiam celebrować zdobywane bramki i na pewno będzie jeszcze okazja, aby zdjąć koszulkę (uśmiech). To musi być jednak gol dający dużo drużynie i wierzę, że takie też jeszcze strzelę. Jeszcze trochę poczekajmy (uśmiech).

Futbol to oczywiście teraz Twoja praca, ale też sprawia Tobie wielką przyjemność…

Zdecydowanie tak. A wiesz dlaczego? Bo czuję się błogosławiony, że mogę robić to, co kocham. Budzę się o siódmej rano, biorę prysznic i idę grać w piłkę. Czy może być coś lepszego? To oczywiście też moja praca, ale nie podchodzę do tego w ten sposób. To musi sprawiać frajdę, tylko wtedy mogę osiągnąć więcej. Gram więc z pasją i miłością. Zrobiło się romantycznie (śmiech). Podsumuję to więc w ten sposób – kocham swoją pracę, bo to moja pasja.

Masz swoich idoli?

Idolami bym tego nie nazwał, ale, jak już mówiłem, dorastałem, kiedy byli Galacticos i to była przyjemność oglądać tamtą drużynę. Wiesz, Zidane, Ronaldo i tak dalej. Nie skupiałem się tylko na graczach Realu, bo Messi czy Ronaldinho to też geniusze.

Generalnie, lubisz oglądać piłkę na co dzień, czy wystarczy, że sam uprawiasz ten sport?

Bardzo lubię oglądać mecze, ale trzeba też znać umiar, żeby od tego umieć odpocząć. Oglądam więc też filmy czy seriale. Nie można 24 godziny na dobę myśleć tylko o piłce, bo człowiek by się wypalił.

Jaki był najlepszy piłkarz, z którym dzieliłeś szatnię?

Kiedy zaczynałem trenować z pierwszą drużyną Pumas było tam wielu świetnych zawodników, znanych w Meksyku i Ameryce Łacińskiej. Był chociażby Nicolas Castillo, Chilijczyk, który grał też m.in. w Benfice. Aha, jak byłem w Monterrey, to grał tam Carlos Salcido, który w przeszłości był piłkarzem choćby PSV Eindhoven, a także wielokrotnym reprezentantem Meksyku.

A najlepszy, przeciw któremu miałeś okazję grać?

Najlepszym był Matias Fernandez. Jak ja byłem w Pumas on był zawodnikiem Necaxy. To był naprawdę dobry piłkarz, zresztą grał w Villareal, Milanie czy Fiorentinie, a więc to najlepszy dowód jego jakości.

Jak masz trochę wolnego, to co lubisz porabiać?

W Rzeszowie?

Tak…

Spędzać czas ze znajomymi. Idziemy na Rynek, siedzimy i rozmawiamy.

A jak polecisz do Madrytu?

To podobnie, tylko, że z bratem (śmiech). Jak się widzimy to idziemy do centrum, siadamy w jakiejś knajpce, jemy posiłek, pijemy kawkę i… zmieniamy restaurację (śmiech). Tam znów jemy i rozmawiamy. Ja tak uwielbiam spędzać wolny czas, chodząc po centrum, siadając w lokalach na jedzenie czy kawę.

Jakie masz marzenia związane z piłką nożną?

Oczywiście chcę grać w najlepszych ligach świata, w europejskich pucharach i o tym marzę, ale obecnie myślę tylko o tym, żeby osiągnąć jak najwięcej ze Stalą Rzeszów. No i oczywiście marzy się gra dla reprezentacji Meksyku. Codziennie pracuję, aby zajść jak najwyżej, a co się uda osiągnąć, to już czas pokaże.

Oczywiście jesteś bardzo młodym człowiekiem, ale myślisz już czasem o tym, co będziesz robił po zakończeniu kariery?

Nie za dużo, ale zdarza się, że o tym myślę. Ja oczywiście chcę grać jak najdłużej, ale wiem, że kiedyś to się skończy. Co wtedy? Bardzo chciałbym zostać przy futbolu, ale nie wiem jeszcze w jakiej roli. Może trenera, może dyrektora sportowego. W moim życiu wszystko kręci się wokół piłki i wierzę, że tak będzie również wtedy, kiedy przestanę grać.

Na koniec, co byś chciał powiedzieć kibicom Stali Rzeszów?

Początek sezonu nie był udany, ale kibice się nie odwrócili i cały czas nas mocno wspierali, za co jestem im ogromnie wdzięczny. Nie zapomnę, jak graliśmy wyjazdowy mecz w pucharze, a oni pojechali tam za nami, chociaż rywal był z niższej ligi. To niesamowite. Powiem im więc „dziękuję”, ale i proszę o więcej (uśmiech). My staramy się jak najmocniej, aby byli zadowoleni, ale jak to w piłce, nie zawsze uda się wygrać. Wierzę jednak, że damy im jeszcze sporo powodów do radości.

Najnowsze aktualności