Wszystkie aktualności
WYWIADÓWKA #18 | Patryk Warczak: Piłka nożna uczy pokory. Sam się o tym wiele razy przekonałem
Czy siłownia to jest miejsce, do którego zawsze idzie z uśmiechem? Kiedy zakochał się w piłce nożnej? Jak to było grać w Wiśle Kraków, kiedy wszyscy koledzy byli za Cracovią? Kto był jego pierwszym idolem? Jak wspomina czas spędzony w Garbarni Kraków? Jak wyglądała adaptacja w Stali Rzeszów? Co mu imponuje u Kamila Grosickiego? M.in. o tym, a także o życiu na Nowej Hucie, o niezbyt udanych debiutach na stadionie Stali Rzeszów, o derbach czy o grze w młodzieżowej reprezentacji Polski przeczytacie w kolejnej Wywiadówce, której bohaterem jest Patryk Warczak, prawy obrońca Stali Rzeszów.
Zawsze miałeś takie zdrowie do biegania?
Wydaje mi się, że tak. Mój tata był zawsze wysportowany, próbował swoich sił w piłce nożnej, dziadek miał wiele wspólnego ze sportem, głównie z kolarstwem, no i mój starszy brat grał w piłkę, więc pewnie jakoś po nich to wszystko odziedziczyłem.
Jesteś bardzo świadomym piłkarzem, wiedzącym czego chce. Kto w głównej mierze na to wpłynął?
Dużą inspiracją dla mnie był mój brat, który najpierw grał w Wiśle Kraków, a później w niższych klasach rozgrywkowych. Był moim wzorem do naśladowania i bardzo dużo czerpałem od niego. Chodziłem z nim na orlika i grałem w piłkę z dużo starszymi od siebie. Ta świadomość brała się właśnie z obserwacji brata i oczywiście taty. Z czasem sam starałem się szukać różnych informacji w internecie, sporo oglądałem różnych filmów i starałem się samodoskonalić.
U młodego chłopaka nie jest łatwo zaszczepić takiego kultu pracy…
Fakt, nie jest to łatwe, pokus jest sporo, ale ja jakoś nie mam z tym problemu. Też nie jest tak, że każdy musi tak zasuwać. Każdy jest inny i jeden potrzebuje więcej pracować, aby znaleźć się na danym poziomie, inny trochę mniej. Ja od dawna byłem mocno zapatrzony na Cristiano Ronaldo, który jest łatwym, ale zarazem trudnym wzorcem. Ten jego etos pracy robi niesamowite wrażenie. Ile on poświęcił, aby dojść na ten szczyt. To jest masa wyrzeczeń, ciężkiej pracy, ale mnie to nakręca i staram się iść w podobnym kierunku.
Siłownia to miejsce, do którego zawsze idziesz z uśmiechem na twarzy?
Tak, bo ja bardzo lubię ciężko pracować, a siłownia to jest dla mnie mega miejsce. Przykładam bardzo dużą wagę do swojej sylwetki i oglądam sporo różnych materiałów dotyczących tej dziedziny. Cały czas staram się doskonalić i zbliżać do swoich maksymalnych parametrów, szybkościowych, wytrzymałościowych czy siłowych.
Na której krakowskiej dzielnicy się wychowałeś?
Na Wzgórzach Krzesławickich, które znajdują się na Nowej Hucie. Wiem, jaka krąży opinia o Nowej Hucie i generalnie jest to prawda, ale od pewnego czasu to się zmienia. To są już zupełnie inne czasy, niż kiedyś, aczkolwiek niektórzy moi koledzy z osiedla wybrali inną drogę. Ja natomiast odkąd pamiętam szedłem swoją ścieżką, choć, przyznam, nie było to łatwe. Dużo dali mi oczywiście rodzice, którzy pilnowali, abym nie zszedł z dobrej drogi, za co jestem im niezmiernie wdzięczny. To na pewno też dzięki nim mogę być skupiony na swoim celu.
Uczestniczyłeś w, tak to nazwijmy, życiu osiedlowym?
Moje życie osiedlowe wyglądało tak, że niemal każdą wolną chwilę spędzaliśmy na orliku, który znajdował się bardzo blisko i głównie graliśmy w piłkę. Można powiedzieć, że to tam spędziłem dzieciństwo (śmiech). Bardzo dużo chłopaków z mojego bloku grało w piłkę, więc na frekwencję nie mogliśmy narzekać.
A jako dzieciak chodziłeś na mecze?
Tato mnie zabierał na mecze Wisły Kraków. Nawet nie pamiętam, jaki był pierwszy mecz, na którym byłem i ile miałem wtedy lat, ale pamiętam, że stadion nie był jeszcze skończony. Chodziliśmy na sektor C. Wtedy nie miałem pojęcia, że to jest „młyn” (uśmiech).
Bywały na osiedlu jakieś sytuacje, po których serce mocniej zabiło?
Nie miałem nigdy takiej sytuacji, że musiałem przed kimś uciekać, aczkolwiek przypominam sobie jeden nieprzyjemny moment. Grałem wtedy już w Wiśle Kraków i szedł za mną jakiś sporo starszy gość i pytał mnie, gdzie gram, choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Nic mi nie zrobił i skończyło się na szczęście tylko na takich słownych zaczepkach. Na osiedlu miałem spokój, choć w zasadzie wszyscy koledzy byli za Cracovią. Ci starsi też, ale oni znowu znali się z moim bratem, więc wszystko było w porządku. Nie traktowali mnie jakoś inaczej z tego powodu, że gram w tej, a nie innej drużynie. Byliśmy po prostu kolegami.
Był taki konkretny moment, że właśnie wtedy zakochałeś się w piłce nożnej?
Pewnie to było wtedy, jak mój brat grał w Wiśle Kraków. Jak już mówiłem, on był dla mnie wzorem i to dzięki niemu wciągnąłem się w ten sport. Ja chciałem robić wszystko to, co on. Jeździłem z tatą na jego mecze, później jak grał niżej to też, ale dla mnie to nie miało znaczenia, że to niższa liga. No a później, jak chodziłem z tatą na mecze, to się wkręciłem jeszcze mocniej. Wisła była wtedy bardzo mocna, na trybunach zasiadała masa kibiców i to wszystko działało na wyobraźnię.
Twoim pierwszym klubem nie była jednak Wisła Kraków…
Zgadza się. Zaczynałem we właśnie powstającej AP 21 Kraków, którą otwierali byli Wiślacy, a więc Mirosław Szymkowiak, Tomasz Frankowski i Marek Konieczny. Dwaj pierwsi to byli świetni piłkarze Wisły, a ostatni był kierownikiem drużyny.
A dlaczego trafiłeś właśnie tam?
Wiadomo, że często zaczyna to się w ten sposób, że rodzic zapisuje dziecko do akademii i się w niej jest. Mój tata nie chciał, abym, niejako, szedł na „łatwiznę”, że od razu zapisze mnie do Wisły, tylko jak będę dobry, to ten klub mnie zauważy i sam się po mnie zgłosi. Dlatego zapisał mnie do AP 21. Pamiętam, że to był rok 2009. Jak mnie tata zaprowadzał wtedy na trening, to oczywiście nie wiedział, czy będę piłkarzem, ale można powiedzieć, że od początku stawiał przede mną jakieś cele. Nie było w tym przypadku, że zaprowadził mnie właśnie do tej akademii, bo, jak już mówiłem, jednak miała sporo wspólnego z Wisłą (uśmiech). Do tego tam od początku było nastawienie takie, że mamy grać w piłkę, bez żadnego wybijania na oślep. Od początku bardzo dużą uwagę przykładano do podania. Nie było w tym przypadku, bo przecież Mirosław Szymkowiak był pomocnikiem i świetnie operował piłką.
A jako młody chłopak grał też na boku obrony…
Serio? To tego nie wiedziałem
Można powiedzieć, że Twój tata trochę zaryzykował, bo co by było, gdyby zgłosiła się po Ciebie Cracovia?
Ciężki temat (śmiech). Myślę, że nie byłoby takiej możliwości
A na jakiej pozycji stawiałeś pierwsze kroki?
Byłem napastnikiem. Tato prowadził nawet taki zeszyt z moimi występami i bramkami, ale szybko to się skończyło, bo tym napastnikiem za długo to ja nie byłem (śmiech).
To jak z pozycji napastnika zostałeś przemianowany na prawego obrońcę?
Był taki mecz z Krakusem Nowa Huta i wtedy trener przeniósł mnie na prawą obronę. Już nie pamiętam, ale może nie bardzo wtedy szło mi strzelanie bramek (uśmiech). Od tamtego momentu już praktycznie cały czas grałem na tej pozycji.
Jak sam mówisz, wychowałeś się na kulcie Wisły Kraków Bogusława Cupiała. Którzy z tamtych piłkarzy byli dla Ciebie idolami?
Przede wszystkim Marcin Baszczyński, bo też był prawym obrońcą.
A fakt, że w AP 21 miałeś do czynienia ze wspomnianymi wcześniej Mirosławem Szymkowiakiem i Tomaszem Frankowskim działał na wyobraźnię?
Oczywiście, że tak. Przecież oni osiągali z Wisłą duże sukcesy, grali w reprezentacji Polski. Móc obcować z nimi na treningach to było wielkie wyróżnienie. Bardzo się cieszyłem, że mogę być w takim miejscu.
W końcu jednak zamieniłeś AP 21 na Wisłę Kraków. Jak do tego doszło?
Bardzo często graliśmy mecze przeciwko Wiśle i zostałem zauważony, a sami też czuliśmy, że to odpowiedni moment na zmianę środowiska. Z przejściem do Wisły wiąże się zresztą dosyć ciekawa historia. Pojechałem z tatą oglądnąć mecz Progresu Kraków i był na nim trener Mateusz Stolarski, który jeszcze niedawno pracował w Stali Rzeszów, a obecnie jest trenerem Motoru Lublin. Wtedy był w akademii Wisły i porozmawiał z moim tatą. Ja nie znam szczegółów tej rozmowy, ale niedługo po niej byłem już w Wiśle. Może więc o tym zadecydował też trochę przypadek, że pojechaliśmy sobie na jakiś mecz i spotkaliśmy właśnie tego trenera, ale pewnie też mieli mnie na radarze.
W czasie jak Ty byłeś w Wiśle, to w tym klubie działy się różne rzeczy. Czy z perspektywy osoby grającej w Akademii dało się to odczuć?
Nie odczuwaliśmy tego w ogóle. W akademii wszystko odbywało się normalnie, ale oczywiście wiedzieliśmy o tych różnych perypetiach właścicielskich i tak dalej. Generalnie o większości rzeczy dowiadywaliśmy się z mediów. Kilka dni się o tym pogadało, a później nie było już tematu.
Pierwsze szlify na poziomie centralnym zbierałeś jednak nie w Wiśle Kraków, a na wypożyczeniu do Garbarni Kraków…
W Wiśle grałem od 13 roku życia i na pewno żal było opuszczać chłopaków, z którymi znałem się tyle lat, ale to się musiało zdarzyć, abym mógł się dalej rozwijać. Jeśli chodzi o Garbarnię to świetni trafiłem, bo trenerem był tam Maciej Musiał, a jego asystentem Marcin Pluta, z którym pracowałem wcześniej w Wiśle. Z gry w Centralnej Lidze Juniorów trafiłem na poziom centralny i to była przyjemność być u tych trenerów. Oni preferowali odważny futbol, mieliśmy wychodzić spod pressingu, anie lagować. Uczyli nas gry na dużym ryzyku, co pewnie nie zawsze się opłacało, ale było mega wartościowe i rozwijające. Jasne, wyniki się pewnie nie zawsze zgadzały, ale i tak mieliśmy grać swoją piłkę.
Te dwa sezony w 2 lidze to była taka szkoła piłkarskiego życia dla Ciebie?
Przede wszystkim ten pierwszy, bo koniec końców nie pograłem za wiele ze względu na kontuzje. Łącznie zanotowałem 450 minut w 10 meczach, a więc w sumie mało. Tamten sezon sporo mnie jednak nauczył. Zagrałem w chyba pierwszych czterech meczach, a później na wiele miesięcy wyeliminowała mnie kontuzja. To było na pewno ciężkie, bo każdy chce grać, a ty nie możesz. Do tego jesteś w nowym miejscu i ciężko się zaadaptować, skoro Ciebie nie ma na treningach. Niby jesteś w drużynie, ale tak jakby Ciebie nie było. Oni sobie żartują o tym, co wydarzyło się na treningu, a ja musiałem robić swoją robotę, nie wiedząc o czym do końca rozmawiają. To był więc ciężki czas, ale bardzo wiele mnie nauczył. Można powiedzieć, że wtedy się zahartowałem. Najgorsze było, jak już wróciłem po tej kontuzji kostki, to naciągnąłem mięsień czworogłowy na długości 20 centymetrów. Był to kolejny taki strzał w policzek.
Wytrzymałeś tamten trudny czas i w drugim sezonie byłeś już podstawowym piłkarzem Garbarni, a po nim przeszedłeś do Stali Rzeszów, a więc szczebel wyżej…
Do tego drugiego sezonu przygotowywałem się już chyba od kwietnia, kiedy wróciłem do treningów. Po sezonie zrobiłem sobie tylko tydzień przerwy na krótkie wakacje, a później wróciłem znów do pracy, aby być gotowym. No i zagrałem 34 mecze w lidze, prawie wszystkie w podstawowym składzie. A po sezonie przyszła oferta ze Stali Rzeszów…
Jak wyglądało Twoje wejście do zupełnie nowej szatni w Rzeszowie?
Oczywiście wiedziałem z kim będę miał przyjemność dzielić szatnię, ale na samym początku znałem tylko „Wacha”, „Lora” i Franka Polowca. Tych dwóch pierwszych z Wisły, a z ostatnim często graliśmy przeciwko sobie. On był jednak kontuzjowany, więc za wiele wspólnie czasu nie spędzaliśmy. Z adaptacją nie miałem natomiast żadnych problemów, a pomagał pewnie w tym fakt, że dużo zawodników było w podobnym wieku do mnie. Mieliśmy więc choćby te same tematy do rozmowy i szybko złapaliśmy wspólny język. Z tymi starszymi zresztą też nie było najmniejszych problemów, bo szatnia w Stali jest rewelacyjna.
Może nie wszyscy wiedzą, ale debiut na poziomie centralnym zanotowałeś przeciwko Stali Rzeszów. Sam pewnie wolałbyś go nie wspominać?
W obu klubach seniorskich debiutowałem na stadionie Stali, bo tak było i w barwach Garbarni, no i oczywiście, kiedy już zostałem piłkarzem biało-niebieskich. I w obu tych przypadkach moja drużyna straciła po 5 bramek. Do tego w obu przypadkach dostałem zmianę i nie były to moje najlepsze mecze. Te przywitania z nowym klubem nie należały więc do takich, o których chciałoby się pamiętać. Po czasie jest to oczywiście kolejna cenna lekcja. Do Garbarni przychodziłem z Wisły Kraków i mogło mi się wydawać, że już jestem panem piłkarzem, a tu na dzień dobry dostałem piątkę od Stali. Potem grasz fajny sezon w 2 lidze, może się zacząć wydawać, że już serio droga jest mega prosta, a tu znów dostajesz piątkę. To uczy bardzo dużo pokory i z takich meczów wyciągasz najwięcej. Porażki uczą nas bardzo dużo i pokazują każdy deficyt.
W swoim debiucie w Garbarni grałeś na „Prokiego”, który teraz jest Twoim kolegą z drużyny. Wspominałeś z nim tamten mecz?
„Proki” na pewno ten mecz zapamiętał zdecydowanie lepiej i wspomina go milej. Pogadaliśmy o tym meczu i było trochę szyderki (śmiech).
Dla niego to też był w pewnym sensie debiut, bo zagrał ponownie w Stali po 8 latach…
No to miał trochę lepszy debiut od mojego (śmiech). Miał duży udział w tym, że Stal wygrała tak wysoko.
O tamtych meczach pewnie wolisz za bardzo nie pamiętać, a są takie, do których częściej wracasz pamięcią?
Lubię wracać do miłych momentów, bo to mnie tylko nakręca i motywuje do jeszcze cięższej pracy. Zdobyta bramka czy fajny rajd przypominają te emocje, które wtedy we mnie były. Na pewno lubię wracać do derbów Rzeszowa, w których zdobyłem bramkę na 2-0. Ja w ogóle bardzo lubię grać mecze derbowe, choć w Wiśle były to oczywiście spotkania w grupach młodzieżowych. W Stali to już były takie derby, że było dużo kibiców, oprawy i ta taka bardziej napięta atmosfera. A ja strzeliłem wtedy bramkę i pamiętam, że z radości bym chyba wtedy wybiegł aż za stadion (śmiech). Z obecnego sezonu świetnie wspominam mecz z Wartą Poznań, w którym zagraliśmy rewelacyjnie, a mogliśmy wygrać zdecydowanie wyżej. Wtedy wszyscy mieliśmy takie fajne „flow”. Wracam też do meczu z tamtego sezonu w Płocku, kiedy graliśmy w osłabieniu, a ja w końcówce przebiegłem z piłką niemal całe boisko i wywalczyłem rzut rożny, po którym zdobyliśmy zwycięską bramkę.
Ja znalazłem taki jeden ciekawy mecz z Twoim udziałem, choć to co najlepsze działo się już po Twoim zejściu z boiska. Wiesz, o który mecz może chodzić?
Hmm…
Grałeś wtedy w Garbarni…
I zostałem zmieniony?
Tak, w przerwie…
To już wiem, mecz z Sokołem Ostróda.
Bingo. Coś niesamowitego, co tam się działo w drugiej połowie. Do przerwy było 2-1 dla Was, w 61. minucie 4-2 dla Was, w 87. minucie zrobiło się 4-4, a jeszcze strzeliliście 3 bramki… Wierzyłeś w to, co widzisz?
Brzmi to jak jakaś abstrakcja, tym bardziej patrząc, że to było w 2 lidze. Wtedy chyba każdy strzał to był gol. Generalnie, to była ostatnia kolejka, Sokół od dawna był pogodzony ze spadkiem, my już o nic nie graliśmy i włączyło się chyba takie wakacyjne granie, taki wesoły futbol.
A generalnie istnieje dla Ciebie życie bez piłki?
Moje podejście do piłki jest takie, że kocham to robić, ale wracając do domu nie włączam od razu meczów, tylko mam też inne zainteresowania. Można powiedzieć, że w telewizji oglądam tylko te większe mecze. Wiadomości na temat piłki nożnej natomiast w ogóle nie czytam, ale lubię za to posłuchać fajnych wywiadów, choćby jakie robią w Foot Trucku czy Tomasz Ćwiąkała. Sporo natomiast oglądam naszych meczów pod kątem analizy.
Ostatni urlop spędziłeś w Mediolanie i mówiłeś, że najważniejszym punktem dla Ciebie był
mecz Milanu…
Szukałem takiego kraju na urlop, gdzie będzie w tym terminie odbywał się jakiś ciekawy mecz. Było kilka opcji, choćby Barcelona grała wtedy u siebie, ale postawiliśmy na Mediolan i mecz Milanu w Lidze Mistrzów z Crveną Zvezda Belgrad.
Co na Tobie zrobiło największe wrażenie?
Byliśmy jednymi z pierwszych, którzy wchodzili na stadion (śmiech). Stadion był jeszcze niemal pusty, ale na mecz przyszło ostatecznie ponad 50 tysięcy kibiców i atmosfera to było wielkie „wow”.
Piłkarz, który zrobił na mnie największe wrażenie to był natomiast Rafael Leao. To co widzisz w telewizji, a to co zobaczysz na żywo, to są dwie różne rzeczy. To jaki on ma luz, jakie przyspieszenie, robi niesamowite wrażenie.
Jacy byli bądź są najlepsi piłkarze, których spotkałeś w szatni?
Seba Thill i Haris Duljević. Z szatni juniorskiej wskażę Aleksandra Buksę, który teraz jest w Górniku Zabrze, a wcześniej był choćby w Seria A.
A tacy, przeciw którym miałeś okazję grać?
Na pewno Kamil Grosicki. Za dużo może nie biegał i zacząłem się zastanawiać nawet, dlaczego tak się dzieje, ale szybko pokazał o co chodzi. On wiedział, w których momentach trzeba ruszyć, a wtedy jest już bardzo trudny do upilnowania. Świetnie kontroluje piłkę, prowadzi ją krótko, no i również dośrodkowania posyła w punkt. Widać u niego wielkie doświadczenie, a dla mnie to była super lekcja, że mogłem się zmierzyć z takim rywalem. Jego gra mi zaimponowała.
Klasycznie zapytam również o największego żartownisia jakiego spotkałeś na swojej drodze…
W Garbarni byli to Wojtek Słomka i Patryk Mularczyk, siedziałem obok nich w szatni i w zasadzie cały czas się śmiałem. Oni śmiało we dwóch mogliby robić kabaret. W Stali natomiast taką postacią jest „Wachu”.
Osobną historią są występy w młodzieżowych reprezentacjach Polski. To bez wątpienia jest spełnianie marzeń…
To jest mega duma i wyróżnienie, że z tylu zawodników trener stawia właśnie na Ciebie. Występy z orłem na piersi to zawsze coś niesamowitego, w końcu reprezentujesz kraj, który ma niesamowitą historię.
Całkiem niedawno z kadrą U-21 wywalczyłeś awans na mistrzostwa Europy. Całkiem fajny wpis w CV (uśmiech)…
Mam więc dwa wpisy w CV – spadek do 3 ligi i awans na młodzieżowe mistrzostwa Europy (śmiech). Żeby było śmieszniej jest nas trzech, którzy brali udział w spadku Garbarni i awansowai z kadrą na Euro. Oprócz mnie to Xavier Dziekoński i Czarek Polak.
Teraz celem jest, aby znaleźć się w kadrze na turniej finałowy?
To by było coś niesamowitego, raz znaleźć się w gronie najlepszych chłopaków w tej kategorii wiekowej w naszym kraju, a dwa móc się zmierzyć z rywalami z Francji czy Portugalii. To na pewno działa na wyobraźnię i trzeba do tego dążyć. Temu oczywiście musi służyć bardzo dobra postawa w klubie.
Masz wymarzoną ligę, do której chciałbyś trafić?
Chyba nie będzie zaskoczeniem, jak odpowiem Premier League (uśmiech). Tam się zasuwa od pola karnego do pola karnego, a na początku ustaliliśmy, że ja lubię biegać. Podoba mi się też Bundesliga.
A masz wymarzony klub, któremu kibicujesz od dzieciaka?
Jestem fanem Manchesteru City. FIFA 12, Kun Aguero, to wtedy się zaczęło. To był sezon, kiedy w ostatniej kolejce przegrywali z Queens Park Rangers, a w doliczonym czasie zdobyli dwie bramki i zostali mistrzami Anglii. To był ten moment, że zacząłem kibicować tej drużynie.
Na koniec wróćmy do Twoich początków w Stali Rzeszów. Pamiętamy, że tamten sezon nie zaczął się dla naszej drużyny najlepiej. Jak Ty sobie z tym radziłeś, będąc młodym chłopakiem?
Patrząc na to, że będąc w Garbarni spadłem do 3 ligi, czyli sporo meczów przegrywaliśmy, zmieniłem klub, przyszedłem do Stali Rzeszów i zaczęliśmy od porażek, a moja gra nie była na takim poziomie, jak sobie wyobrażałem, więc nie było na pewno łatwo. Jak już jednak mówiłem wszystko jest po coś i z czasem weszliśmy na inny poziom, zaczęliśmy zdobywać punkty, a po słabszym początku drugiej rundy mocno wystrzeliliśmy i niewiele zabrakło, a gralibyśmy w barażach.
Wtedy w internecie było sporo negatywnych komentarzy. Generalnie rzecz biorąc czytasz to, co inni piszą o Tobie?
Staram się nie czytać, ale wiadomo, że zawsze coś do mnie trafi. Generalnie rzecz biorąc nie można się załamywać po negatywnych komentarzach, ale też nie można odlatywać po pozytywnych. Mówiłem już, że piłka uczy pokory i szybko można zostać sprowadzonym na ziemię.
A jak radzisz sobie z tym, że Twoje nazwisko coraz częściej się przewija w mediach? Takie zainteresowanie robi na Tobie wrażenie?
Na pewno fajnie jest być wyróżnianym i znaleźć się w jedenastce kolejki czy rundy, ale nie można po tym odlecieć (uśmiech). Zawsze chcę się pokazywać z jak najlepszej strony i fakt, że inni to dostrzegają buduje i motywuje do dalszej pracy.
I ostatnie pytanie. Na portalu transfermarkt jesteś wyceniany na 450 tysięcy euro. Dużo?
Za mało (śmiech). Muszę pracować, aby ta wycena poszła w górę (uśmiech).
Najnowsze aktualności
Zwycięstwo w drugim zimowym sparingu
sobota, 25/01/2025Stal Rzeszów pokonała Ľubovňa Redfox FC 7-0 w drugim zimowym sparingu w trakcie tegorocznych przygotowań…
WYWIADÓWKA #18 | Patryk Warczak: Piłka nożna uczy pokory. Sam się o tym wiele razy przekonałem
piątek, 24/01/2025Czy siłownia to jest miejsce, do którego zawsze idzie z uśmiechem? Kiedy zakochał się w…
Sparing z Ľubovňa Redfox FC zamknięty dla publiczności
piątek, 24/01/2025Jutro zagramy drugi sparing w trakcie zimowych przygotowań do wiosny w Betclic 1 Liga. Naszym…