Artykuły

Czwartkowe Rozmowy #2 – Wiktor Kłos

czwartek, 14/05/2020

Czwartkowe Rozmowy to format w którym publikujemy niezwykle ciekawe wywiady i artykuły autorstwa Sebastiana Chyla na temat osób związanych ze Stalą Rzeszów.

Autor tekstu: Sebastian Chyl

Wiktor Kłos to zawodnik, który mimo młodego wieku ma wiele ciekawego do powiedzenia. Mogliśmy przekonać się o tym w pierwszej odsłonie tego formatu. Jeśli jeszcze nie przeczytaliście tej rozmowy, to zachęcamy do nadrabiania zaległości.

Od Lublina do Rzeszowa

Kolejnym przystankiem w Twojej karierze był Motor Lublin.
– Na lubelszczyźnie występowałem tylko w Centralnej Lidze Juniorów. Mieliśmy ciekawą drużynę. W zespole prowadzonym przez Tomasza Jasika czułem się bardzo dobrze i wiedziałem, że praca którą wykonuje w końcu zaprocentuje.

Niestety nigdy nie dostałeś szansy debiutu w seniorach.
– To był okres kiedy często zmieniali się szkoleniowcy pierwszego zespołu. Mimo to uważam, że zasługiwałem na to, aby zaprezentować się wśród seniorów. W ostatniej fazie mojej przygody z Motorem do Lublina przyszedł trener Mirosław Hajdo. Uczestniczyłem w przygotowaniach, ale ostatecznie nie znalazłem uznania w jego oczach. Nie mam jednak do nikogo żalu. Piłkarskie życie potoczyło się dla mnie idealnie. Trafiłem ligę wyżej. Do Klubu silniejszego z wielkimi perspektywami.

Debiut w dorosłej piłce zaliczyłeś w drużynie Wólczanki Wólka Pełkińska, czyli miejscowości oddalonej od Jagiełły o 5 km. Niebywałe!
– W tym momencie miałem kilka ofert, ale uznałem, że powrót w rodzinne strony przyniesie mi najwięcej korzyści. Słowa uznania należą się działaczom Wólczanki, którzy byli zdeterminowani, aby reprezentował ich barwy. Chciałem w końcu zacząć zbierać doświadczenie wśród dorosłych zawodników. Celem była regularna gra na tym poziomie rozgrywkowym.

Cel, który zrealizowałeś z nawiązką.
– Mieliśmy w Wólczance młodą ekipą z domieszką kilku bardziej doświadczonych zawodników, którzy na tym poziomie rozgrywkowym sporo meczów rozegrali. W Wólce Pełkińskiej nie było wygórowanych celów. Powoli budowaliśmy jakość drużyny. Trener Marcin Wołowiec miał do nas cierpliwość, a z czasem przynosiło to coraz lepsze efekty. Piłkarsko pod jego okiem dojrzałem, za co jestem mu wdzięczny. Wraz z prezesem Wólczanki zauważyli mój potencjał i dali mi szanse.

W przerwie zimowej dostałeś ofertę ze Stali Rzeszów, ale miałeś również inne propozycje.
– Pierwsze sygnały zaczęły docierać do mnie pod koniec rundy jesiennej. Pojawiały się różne zapytania. Były to kluby zarówno z I jak i II ligi. Moim priorytetem było zakończyć piłkarską jesień w barwach Wólczanki z jak największą ilością punktów, a dopiero później na spokojnie przeanalizować to, co mnie czeka.

Partnerstwo pomiędzy Stalą a Wólczanką pomogło w wyborze decyzji?
– Na pewno współpraca, która trwa od dłuższego czasu miała wpływ. Chociaż nie ukrywam, że początkowo najbardziej byłem zaskoczony tym jak wnikliwie pion sportowy Stali obserwował moje poczynania. Nie często jest nam dane spotykać się z takim profesjonalizmem.

Pierwsze kroki na Hetmańskiej 69 jak wspominasz?
– Spotkałem się z dyrektorem Michałem Wlaźlikiem, który doskonale w najmniejszych szczegółach wiedział jakim zawodnikiem jestem, oraz co prezentowałem na trzecioligowych boiskach. Od początku po pierwszych rozmowach czułem, że to idealne miejsce, aby wykonać kolejny krok w swojej karierze.

Przenosiny w zimie to była wspólna decyzja Twoja i Stali. Czułeś, że to idealny moment?
– Zdecydowanie. Praca, którą wykonałem dawała mi jednoznaczną odpowiedź, że jestem gotowy, aby spróbować swoich sił na drugoligowych boiskach. Poza aspektem sportowym ujęła mnie organizacja Klubu i cała otoczka. Nie będę porównywał Stali do Akademii Legii Warszawa, bo inaczej obserwuje się pracę będąc seniorem, a inaczej juniorem. Jednak szeroki sztab ludzi, profesjonalne podejście i otoczka związana chociażby z mediami klubowymi zrobiła na mnie nie mniejsze wrażenie, jak po przyjeździe w 2013 roku do Warszawy.

Wejście do szatni było trudne?
– Na pewno była trema. Przychodziłem jako młody chłopak. W Wólczance obok siebie miałem zawodników w większości młodych. Tutaj ujrzałem piłkarzy doświadczonych z przeszłością w wyższych ligach. Szacunek wobec nich musiał być. Początki zawsze bywają trudne, ale drużyna fajnie mnie przyjęła. Nie miałem żadnych niemiłych sytuacji, a starszyzna pomogła mi wdrożyć się w zespół i czuję się po tych kilku miesiącach jako „pełnoprawny” członek tego teamu.

Wiktor Kłos podczas debiutu z Górnikiem Polkowice

Chłopak z Jagiełły realizuje swoje marzenia. Co mógłbyś powiedzieć swoim młodszym kolegom z każdego zakątku podkarpacia?
– Nie poddawajcie się. Zaciskajcie zęby. Idźcie do przodu. Piłka nożna to dużo wyrzeczeń. Jednak jeśli chcecie spełniać marzenia, to musicie je przebrnąć. Nie bójcie się podejmować odważnych decyzji. Czasem przyjdzie moment, że trzeba będzie wyjechać daleko od domu, aby kształcić się w większym Klubie. W moim przypadku był to przełom. Dużo pomogła mi rodzina. Bez tego jest ciężko, więc w trudnych momentach zawsze słuchajcie bliskich. Rodzice również powinni do wszystkiego podchodzić z rozwagą. Jeśli Wasze pociechy mają marzenia, to w miarę możliwości im pomagajcie i kierujcie we właściwą stronę.

Dużo wspominałeś podczas tej rozmowy o swoim dziadku. Nadal jest Twoim największym sympatykiem?
– Jego rola w moim rozwoju jest nieoceniona. Cały czas mi kibicuje. Odkąd zaczął się swobodnie poruszać w świecie internetu, to na bieżąco śledzi moje poczynania. Nie było istotne, czy rozgrywamy mecz kontrolny, czy spotkanie ligowe. Liczę, że wkrótce będzie mógł mnie oglądać z perspektywy trybun na Hetmańskiej.

Autor tekstu: Sebastian Chyl

Najnowsze aktualności