Wiktor Kaczorowski

Czwartkowe Rozmowy #9 – Wiktor Kaczorowski

czwartek, 02/07/2020

Czwartkowe Rozmowy to format w którym publikujemy niezwykle ciekawe wywiady i artykuły autorstwa Sebastiana Chyla na temat osób związanych ze Stalą Rzeszów.

Autor tekstu: Sebastian Chyl

Wiktor Kaczorowski to kolejny zawodnik młodego pokolenia, który wychowywał się z dala od miejskiej aglomeracji, a obecnie reprezentuje barwy Stali Rzeszów.

Od Zarębek do Mielca

Do tej pory z moich rozmówców, to Wiktor Kłos pochodził z najmniejszego ośrodka. Twoje rodzinne Zarębki są jeszcze mniejsze.
– Nigdy się w te liczby nie zagłębiałem, ale skoro tak, to nie będę tego negował. Wychowałem się w Zarębkach koło Kolbuszowej i w zasadzie czasy dzieciństwa spędzałem w tych dwóch miejscowościach.

To od razu muszę Ci powiedzieć, że wjeżdżając od strony Sokołowa Małopolskiego do Kolbuszowej ta miejscowość robi wrażenie! Zwłaszcza te budynki w przysłowiowym dole.
– O z tym się zgadzam! Kiedyś była taka historia, że pewien fotograf blisko dwa lata wyczekiwał na dobrą pogodę, aby stamtąd zrobić zdjęcie na których widać Tatry i mu się udało.

Przechodząc do piłki. Od najmłodszych lat obecna w Twoim życiu?
– Od zawsze lubiłem grać w piłkę nożną. Kiedy byłem małym chłopcem, to ojciec zrobił mi na podwórku bramkę na której bardzo często broniłem. Przychodzili do mnie chłopaki z sąsiedztwa i rozgrywaliśmy na niej wiele spotkań. Później wraz z upływem lat doczekałem się nawet metalowej wersji, a to już był rarytas!

Pierwszy kontakt z otoczką drużyny piłkarskiej?
– Dostałem w domu zapewnienie, że po komunii zostanę zapisany do zespołu. Pierwszym moim klubem była KKS Kolbuszowianka. Tam zaczynałem swoją przygodę z futbolem. Od razu zostałem rzucony na „głęboką wodę”, bo trenowałem z chłopakami o trzy lata starszymi ode mnie. To były nietypowe czasy. Niekiedy ciężko nam było zebrać na mecz 11 zawodników.

Więc czasy juniorskie w Kolbuszowej nie należały do łatwych.
– To prawda, ale wiele mnie to nauczyło. Wtedy w mieście były dwa podmioty. KKS oraz drużyna prowadzona przez brata Mateusza Cetnarskiego. Grałem z chłopakami zarówno w jednym jak i drugim zespole. To właśnie po turnieju halowym, który odbywał się na hali Liceum Ogólnokształcącego w Kolbuszowej dostałem ofertę spróbowania swoich sił w Stali Mielec.

Już wtedy byłeś w stu procentach przekonany, że Twoje miejsce jest między słupkami?
– Oczywiście. Od zawsze byłem nastawiony na bycie bramkarzem. Chociaż w czasach mieleckich zdarzało się, że kilka meczów zagrałem jako pomocnik, lub napastnik, ale to była rzadkość.

Jak bliscy odebrali zainteresowanie Stali Mielec?
– Dużo mi pomogli. Chociaż jak każdy rodzic na pewno mieli sporo obaw, czy sobie poradzę. To było na przełomie czwartej i piątek klasy szkoły podstawowej. Dojeżdżałem codziennie do Mielca i mój tryb życia diametralnie się zmienił. Codzienna pobudka o 6 rano. Śniadanie i wędrówka na busa. Do godziny 17 zazwyczaj bywałem w Mielcu i o 19 wracałem do domu. Następnie lekcje, kolacja i do spania. Na pewno była to rutyna pełna wyrzeczeń.

Twoje wrażenia z Mielca?
– Myślę, że trafiłem na bardzo dobry okres. Ta Akademia była wtedy bardzo dobrze zorganizowana. Teraz słyszę w środowisku, że czas w którym byłem, był najlepszy dla młodych zawodników. I z tego się cieszę. Jeśli chodzi o moją drużynę, to naszym najlepszym wynikiem było drugie miejsce w rozgrywkach makroregionalnych.

Trener, który miał na Ciebie największy wpływ?
– Zdecydowanie Piotr Mazurkiewicz. Reprezentował barwy Stali Mielec w czasach III ligi, a następnie był zawodnikiem między innymi Czarnych Połaniec. U niego zebrałem największe szlify. Zwłaszcza pod względem mentalnym ukierunkował mnie we właściwym kierunku.

Ciąg dalszy nastąpi…

Autor tekstu: Sebastian Chyl

Najnowsze aktualności