Wszystkie aktualności

Marcin Wołowiec o śp. Janie Kustrze: ” Odszedł dobry człowiek, którego trudno będzie zastąpić”

piątek, 04/02/2022

28 stycznia w wieku 71 lat zmarł Jan Kustra – były piłkarz i trener grup młodzieżowych Stali Rzeszów, nauczyciel wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nr 33 i V Liceum Ogólnokształcącym K. K. Baczyńskiego w Rzeszowie, w latach 1998-2000 szkoleniowiec pierwszej drużyny seniorów biało-niebieskich. Był to człowiek niezwykły – bardzo pozytywny, dbający o uczniów i poświęcający im duże pokłady uwagi, będący duszą towarzystwa i mający zawsze w zanadrzu anegdotę idealnie pasującą do sytuacji. O wspomnieniach związanych z śp. trenerem Kustrą opowiedział nam Marcin Wołowiec – jego uczeń i podopieczny, który następnie wraz z panem Janem pracował jako nauczyciel.

fot. Zespół Szkół Sportowych w Rzeszowie

Kiedy po raz pierwszy spotkał się Pan z trenerem Janem Kustrą?

Z śp. Janem Kustrą pierwszy raz spotkaliśmy się, gdy ja byłem uczniem, a Janek nauczycielem, trenerem wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nr 9, dzisiaj jest to Szkoła nr 33 w zespole szkół sportowych. Później mieliśmy do czynienia na poziomie trener-zawodnik w młodzieżowych grupach Stali Rzeszów. Nagle okazało się, że jesteśmy kolegami z pracy, a po jakimś czasie po prostu zostaliśmy przyjaciółmi.

Jakim człowiekiem był śp. Jan Kustra?

Każdy, kto współpracował z Janem Kustrą, miał z nim relacje bardzo koleżeńskie czy nawet przyjacielskie. Bardzo miło go wspominam – był to człowiek orkiestra, w którego towarzystwie nie można było się nudzić. Zawsze tonował negatywne emocje wśród ludzi, z którymi przebywał, miał w zanadrzu mnóstwo anegdot, które wyciągał z rękawa na poczekaniu. To był taki naprawdę dobry człowiek, dobry druh, dobry partner, bardzo dobry nauczyciel i świetny wychowawca. Bezwarunkowo poświęcał się wszystkiemu, czym się zajmował. Jeżeli prowadził zespół, to był po prostu zafascynowany tym zespołem. Jeżeli był wychowawcą w klasie, to nikomu w tej klasie nie mogła się stać żadna krzywda. Dbał bardzo starannie o swoich wychowanków, tak o chłopaków jak i dziewczyny, które miał w klasie.

Jego wielką miłością oczywiście była Błażowa, bo to miejsce, skąd pochodził. Pracował w Błażowiance jako trener i prezes przez wiele lat. Był bardzo dumny ze swojej żony Bogusi, która była łuczniczką Resovii, cały czas ciepło o niej mówił. Bardzo kochał swoje dzieci i był dumny z ich dokonań, poczynań. Generalnie był człowiek o wielkim, dobrym sercu. I powiem szczerze, że gdy niedawno odszedł Roman Stachowicz, to pomyślałem sobie, że tak naprawdę coraz mniej pozostało ludzi związanych z naszym Klubem, którzy mają tak wielkie serducho oraz wykazywali się wielkim, ogromnym oddaniem i poświęceniem.

Odejście Janka zapewne uderzyło wiele osób. Mimo że staram się nie wchodzić na sekcje komentarzy na różnego typu portalach, to pod artykułami czy postami przekazującymi tę smutną wiadomość o odejściu Janka było bardzo dużo takich fajnych, pozytywnych komentarzy i wspomnień. Dawno nie widziałem takiej liczby pozytywnych opinii. Dla mnie była to wspaniała postać i jest niestety w trakcie tego naszego życia, że nie myślimy o tym na co dzień, ale gdy człowiek odchodzi, to budzą się o nim wszystkie dobre, duże wspomnienia, a przy Janku jest tego ogromna ilość. Myślę, że tak mi jak i moim kolegom trenerom czy kolegom, którzy gdzieś tam byli koło Janka, będzie nam go bardzo brakowało.

Jakie wspomnienia związane z śp. trenerem Janem Kustrą przychodzą Panu w pierwszej chwili na myśl?

Pojechaliśmy na zawody międzyszkolne. Janek był wtedy trenerem naszej szkolnej reprezentacji. Miałem ten zaszczyt, że występowałem na boisku z opaską kapitana i czułem wtedy duże wsparcie u trenera. No i na tych zawodach rozgrywaliśmy jakiś mecz, nie wiem, czy był to ćwierćfinał czy półfinał. Trener coś do mnie krzyknął, a ja chyba tylko się jakoś dziwnie popatrzyłem albo coś powiedziałem pod nosem. Jak się okazało, była  to moja ostatnia minuta na tym turnieju (uśmiech). Wtedy Janek był jeszcze taki naprawdę ostry i twardy, ale nauczyło mnie to pewnego rodzaju pokory i także tę sytuację miło wspominam. Później mu to wypominałem przy każdej dobrej okazji (uśmiech). Drugie, sympatyczne wspomnienie, to już z późniejszych czasów, gdy byliśmy razem nauczycielami. Były swego czasu słynne godziny karciane – nauczyciele musieli pracować przez kilka dodatkowych godzin i realizować różnego rodzaju zajęcia dodatkowe. Przychodzimy na zajęcia właśnie w ramach godzin karcianych, a Janek mówi, że skoro są godziny karciane, to idealnie sprawdzi się nowa talia kart, którą właśnie przyniosłem (uśmiech).  Rozbawiał nas takimi sytuacjami – był to doskonały humor idealnie dopasowany do czasu i okoliczności.

Janek jako trener był dość wymagający. Nie lubił, jak ktoś mu się przeciwstawiał. Wiadomo, każdy z nas popełnia jakieś małe błędy, podejmuje złe decyzje. Janek nie lubił niesubordynacji, bardzo mocno to przeżywał, jeżeli ktoś był wobec niego krnąbrny, pyskaty, ale po takiej sytuacji szybko jednak potrafił też przechodzić nad tym do codzienności. To nie był jakiś raptus, że się kierował chwilą, natomiast chciał od razu zaznaczyć granicę, której nie można przekroczyć. Bardzo dbał o każdego, kogo miał w swoim zespole. Świetnie pamiętał swoich zawodników rocznikowo i w zasadzie się w tym nie mylił –  będąc już blisko wieku emerytalnego, zawsze wspominał razem z nami różnych piłkarzy, zawodników, którzy się gdzieś tam przewinęli i doskonale fakty z nimi związane pamiętał. Była to dusza towarzystwa, nie do przegadania, zawsze uśmiechnięty, wzbudzał uśmiech u wszystkich dookoła. Tak jak powiedziałem wcześniej – odszedł dobry człowiek. Człowiek, którego ciężko będzie zastąpić.

Najnowsze aktualności